Średniowieczna strategia Paradox Interactive powraca w trzeciej już odsłonie cyklu. Jest lepiej, ładniej, a przede wszystkim… bardziej erpegowo. Teraz to już nie tylko „zabawa w kolorowanie mapy”, ale prawdziwa saga o monarchach mrocznych wieków.
- nowa rozbudowana i przyjemna dla oka mapa,; - stylowa oprawa audiowizualna,; - szczegółowo i estetycznie wykonane modele postaci,; - możliwie intuicyjny i przejrzysty interfejs,; - sporo nowych opcji zarządzania, knucia, zmian religijnych i prowadzenia wojen,; - erpegowy system rozwoju postaci i zdobywania doświadczenia,; - masa nowych cech postaci i mechanika stresu,; - nacisk na warstwę narracyjną, wydarzenia dotyczące bohaterów i podejmowane w ich ramach decyzje.
Minusy- sporo wydarzeń z czasem zaczyna się powtarzać i nużyć,; - nie wszystkie generowane wydarzenia współgrają ze sobą,; - interfejs, jakkolwiek przejrzysty, gdzieniegdzie mógłby być jeszcze bardziej funkcjonalny.
Crusader Kings III, czyli kolejna „Europa Universalis w średniowieczu”?
Na strategie ze stajni Paradox Interactive reaguje się różnie – jednych one odrzucają, inni momentalnie się od nich uzależniają. Wypracowany przez Szwedów gatunek grand strategy, znany z takich serii jak Europa Universalis czy Hearts of Iron, to specyficzna zabawa, w której spoglądamy na podzieloną na prowincje mapę świata, zarządzamy wybranym krajem i, oczywiście, planujemy kolejne podboje. Chociaż wielu graczy uważa to za najlepsze możliwe podejście do strategicznej rozgrywki, są i tacy, którzy kpiarsko nazywają je symulatorem kolorowanki.
Najbardziej znane gry Paradox Interactive z gatunku grand strategy:
- Europa Universalis IV, czyli strategiczna podróż przez czasy nowożytne
- Victoria 2, która zbiera nas w epokę rewolucji przemysłowej i kolonializmu XIX wieku
- Hearts of Iron IV – to z kolei czasy II wojny światowej
- Imperator: Rome – jak sama nazwa wskazuje, tym razem chodzi o Imperium Romanum i starożytność
- No i oczywiście… Crusader Kings III
Wśród wszystkich serii i podserii stworzonych przez Paradox Interactive, szczególne miejsce w sercach wielu fanów tego studia zajmuje cykl Crusader Kings. Jak można się domyślić po nazwie, obejmuje on tak zwane mroczne wieki (co ciekawe, pierwsza jego część była znana w Polsce właśnie pod takim tytułem). Odgrzebanie tamtej epoki wymagało od twórców innowacyjnego podejścia do projektu rozgrywki, który dobrze oddawałby charakter feudalnych rządów, czasy krucjat oraz tarcia różnych nacji, kultur i religii.
Paradox robi teraz trzecie podejście do tego niełatwego tematu. Wprawdzie już pierwsze dwa były bardzo udane, ale to ostatnie zdecydowanie stanowi ukoronowanie dotychczasowych starań twórców. Nie można bowiem powiedzieć o tej odsłonie, że to po prostu „Europa Universalis w średniowieczu”. Owszem, rozwinięto to, co było do rozwinięcia, dokonano sporych szlifów, ale też wprowadzono trochę nowego. I to właśnie za sprawą olbrzymiego nacisku na niemal erpegowe elementy zabawy i rozwój kontrolowanej przez nas dynastii, znana formuła dostała nowy wiatr w żagle.
W tej strategii nie wystarczy zebrać kilkuset chłopa i spuścić łomot słabszemu rywalowi. O nie, do tego konieczne jest też kompleksowe planowanie – co najmniej dwa ruchy do przodu.
Dwa początki – co jeden, to lepszy
Rozgrywka w Crusader Kings III kończy się w 1453 roku, więc w momencie upadku Konstantynopola. Można to zmodyfikować w opcjach, ale w zamyśle twórców właśnie to wydarzenie wieńczy naszą przygodę. Natomiast daty rozpoczęcia mamy aż dwie. Jest to albo rok 867 albo 1066. Stworzenie takich dwóch punktów wyjścia to w moim przekonaniu doskonałe posunięcie.
Tak jak w innych produkcjach Paradoxu zawsze wybierałem najwcześniejszą datę, by możliwie wydłużyć czas trwania kampanii, tak tutaj wybór wcale nie był dla mnie oczywisty. Pewnie, dodatkowe dwieście lat zabawy kusiło, ale z drugiej strony świat końca IX wieku był tak różny od naszego, że początek zabawy stawał się dla mnie zupełnie egzotyczny.
Wtedy dopiero rysowały się granice takich państw jak Anglia, Francja czy Niemcy. Zamiast tego, po rozpadzie imperium Karolingów Europę podzielono na zachodnie państwo frankijskie, wschodnią część podzielonego imperium, rozciągającą się między nimi Lotaryngię i Italię na południu . Wschód Europy (i nie tylko on) był pokawałkowany na terytoria poszczególnych plemion, a w dzisiejszej Hiszpanii szalały kalifaty Arabów. Egzotyka pełną gębą, nieprawdaż?
Rok 1066 wygląda dużo bardziej znajomo. Mamy już uformowane co większe państwa Europy, a struktury plemienne w wielu miejscach (na przykład w Polsce) znikły na rzecz bardziej rozwiniętego porządku feudalnego. Zabawa rozpoczęta w tym punkcie przebiegała dla mnie kompletnie inaczej niż ta z roku 867. Pisząc o dwóch datach rozpoczęcia kampanii wspominałem o państwach… No właśnie, a należałoby raczej mówić o rządzących nimi dynastiach.
Irlandczycy w Jerozolimie, Polska w powijakach, a papież, jak to papież – wzywa na krucjatę
To właśnie wyróżnia serię Crusader Kings spośród innych strategii Paradoxu, że tutaj nie stajemy na czele państwa, a rządzącego nim rodu. Wydawać by się mogło, że to zmiana czysto teoretyczna, ale tak naprawdę w bardzo konkretny sposób wpływa ona na przebieg rozgrywki.
Bo oto na przykład zaczynamy podbój Irlandią, by skończyć, dajmy na to, na władaniu Bizancjum. Zresztą prawie mnie to spotkało! W moją pierwszą przygodę z Crusader Kings III wybrałem się jednym z księstw zielonej wyspy, zjednoczyłem ją pod swoimi rządami, a potem odpowiedziałem na wezwanie papieża, któremu zachciało się wyzwolić Ziemię Świętą.
Załadowałem moich Irlandczyków na okręty (tutaj muszę napomknąć o technicznym udogodnieniu: wrócono do rozwiązania z „jedynki”, gdzie bez uprzedniego budowania statków rycerze sami na nie wskakują za drobną opłatą) i popłynąłem na podbój Palestyny. Cała śmietanka europejskiej szlachty ruszyła razem ze mną i zrobiliśmy na Bliskim Wschodzie niezły Meksyk.
Trzeba przy tej okazji wspomnieć, że wyprawy krzyżowe to takie punkty kampanii, które pozwalają na szybki i olbrzymi skok do przodu. Wszyscy dokładają się do nagrody, która po zwycięskiej wojnie jest dzielona między uczestników – proporcjonalnie do ich zasług.
I właśnie w wyniku takiego podziału dostałem mnóstwo kasy i punktów prestiżu (co pozwala na dalszą rozbudowę królestwa, zgłaszanie roszczeń do kolejnych tytułów i dokonywanie wielu innych postępów w budowaniu imperium), a jedna z moich krewniaczek otrzymała koronę Królestwa Jerozolimy. Na ekranie zaś pojawił się komunikat z pytaniem, czy pragnę kontynuować grę irlandzką gałęzią mojej dynastii czy tą nową, palestyńską.
No tak, ale nie zawsze zmiana państwa, którym kierowałem, odbywała się w tak przewidywalny i elegancki sposób. Niekiedy da się tego dokonać mordując sukcesorów z sąsiedniego kraju albo wżeniając się w kolejkę dziedziczenia. Ale bywa i tak, że stanie się to zupełnie przypadkowo. Niestety, i ten wariant miałem okazję przetestować.
Rozpoczynając kampanię w roku 867 stanąłem na czele dynastii Piastów, która w tamtym czasie władała plemieniem zajmującym ziemie dzisiejszej Wielkopolski. Starczyło jednak parę nieprzemyślanych decyzji, przedwczesna śmierć następcy tronu i wrogi zamach na życie drugiego w kolejce do rządzenia, żebym został zmuszony do kontynuowania rozgrywki jakimś dalekim kuzynem, który trząsł Kujawami. Zabawa trwała więc dalej, ale wszystkie moje podboje przypadły w udziale innemu władcy, a ja zostałem z niczym (z całym szacunkiem dla mieszkańców Kujaw).
Tak często kończy się nieprzemyślana ekspansja w Crusader Kings III. Bo w tej strategii nie starczy zebrać kilkuset chłopa i spuścić łomot słabszemu rywalowi. O nie, do tego konieczne jest też kompleksowe planowanie – co najmniej dwa ruchy do przodu.
Crusader Kings III prędko zamienia się w taką średniowieczną „Modę na sukces”. Nawet jeśli tracimy ziemie i nasze władztwo pogrąża się w kryzysie, trudno oderwać się od ekranu, bo chcemy się dowiedzieć, co dalej z naszym rozwiązłym bratem lub knującą po kuluarach szwagierką!
Sukcesja, frustracja, fascynacja
Stary kawał mówi, że dla skacowanego faceta nie jest sztuką zjeść, sztuką jest utrzymać. Podobnie jest w Crusader Kings III. Nie sztuka podbić, sztuka te zdobycze utrzymać. Niezależnie od tego, czy gramy małym plemieniem czy olbrzymim cesarstwem, nasz monarcha prędzej czy później umrze, a jego miejsce zajmie następca. Kto nim zostanie? Tym rządzą prawa sukcesji i, wierzcie mi, nie są one łatwe do rozpracowania, ale warto poświęcić temu trochę czasu.
Nie ma nic gorszego niż zobaczyć jak budowane dekadami królestwo rozpada się na trzy części, bo tylu akurat mieliśmy równorzędnych dziedziców. Co więcej, nawet jeśli zadbamy o to, żeby nasza korona trafiła w ręce jednej kompetentnej osoby, czasem los pokrzyżuje nasze plany. Taka przykrość spotkała mnie, gdy próbowałem wyzwolić dynastię Przemyślidów spod niemieckiego jarzma.
W samym środku wojny z cesarzem Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego dziedzic mojego tronu (ukochany synalek z odpowiednio podkręconymi statystykami) poległ w bitwie, a zaraz potem mój dotychczasowy władca, pogrążony w żałobie po pierworodnym, wykitował na ospę. W następstwie tych niefortunnych zdarzeń władzę nad pogrążonym w wojnie krajem przejął… jakiś zapijaczony pantoflarz bez szkoły.
Oczywiście, wszystko to musiało zakończyć się katastrofą, a mój beznadziejny król trafił do niewoli po przegranym oblężeniu Pragi. No i moglibyście pomyśleć, że Crusader Kings III to takie Dark Souls strategii. Już się człowiekowi wydaje, że coś osiągnął, a tu nagle cały plan bierze w łeb i zaczynamy od zera.
I rzeczywiście, sporo tu frustracji, zwłaszcza jeśli traktujemy różne przepisy i wydarzenia po macoszemu, ale musicie chyba przyznać, że te wszystkie opowieści, nawet jeśli tragiczne, są jednak fascynujące. Nie inaczej , one wciągają bez reszty, a Crusader Kings III prędko zamienia się w taką średniowieczną „Modę na sukces”. Nawet jeśli tracimy ziemie i nasze władztwo pogrąża się w kryzysie, trudno oderwać się od ekranu, bo chcemy się dowiedzieć, co dalej z naszym rozwiązłym bratem lub knującą po kuluarach szwagierką!
Paradox doskonale zdaje sobie sprawę z mocy takich historyjek, które same układają się w trakcie trwania kampanii i dlatego w Crusader Kings III dużo większy nacisk położył na cechy naszych bohaterów, wybory, których dokonują, a nawet rozwój ich umiejętności. Próżno szukać drugiej strategii, która przygarnęłaby tak wiele elementów RPG.
Postaci, przeciwko którym spiskujemy i te, z którymi się przyjaźnimy, są barwne i łatwo zapadają w pamięć. Intrygi nie polegają już tylko na kliknięciu jednego przycisku, ale są rozłożone w czasie i naszpikowane pomniejszymi wydarzeniami, które je spowalniają lub popychają do przodu. I czasem skuteczniej przyciągają uwagę, niż wielka polityka. Bo jak tu prowadzić wojnę, kiedy szwagierka próbuje zaciągnąć cię do łóżka? No jak?
Natomiast rozwój władcy, którym kierujemy, to naprawdę misterna konstrukcja. Zaczyna się przeważnie jeszcze, kiedy nasz przyszły monarcha jest nieletnim dziedzicem – wtedy wyznaczamy mu opiekuna, decydujemy, czy przyjmie kulturę i religię swojego mentora, wybieramy, w jakim obszarze ma się kształcić itd. itp.
A kiedy już wcielimy się w następcę tronu, czeka nas wybór życiowej ścieżki, zdobywanie punktów doświadczenia i wydawanie ich na atuty, które mogą na przykład ułatwić kierowanie wojskami, skuteczniejsze planowanie spisków, albo nawet lepsze i efektywniejsze przedłużanie rodu (płodność i dziedziczenie cech też tutaj mają znaczenie – zresztą całkiem spore!).
Co najlepsze, branie udziału w tej średniowiecznej telenoweli wciąga jak diabli. Za to należą się Paradoksowi brawa! No, ale mam też parę drobnych uwag. Niestety, wydarzenia z czasem robią się dosyć powtarzalne i trochę nuży, kiedy kolejna osoba puszcza pawia na królewskiej popijawie i znowu trzeba kombinować, jak się zachować w tej sytuacji (chociaż za pierwszym razem takie nieoczekiwane zdarzenie rozbawiło mnie – przyznaję).
Dodatkowo nie wszystkie wydarzenia dobrze się ze sobą łączą. Często robią to naprawdę nieźle – kolejne komunikaty wyświetlane na ekranie nawiązują do poprzednich lub są ich bezpośrednią konsekwencją. Bywa jednak i tak, że jakiś skrypt zawiedzie i zepsuje całą tę iluzję żywego świata. Za przykład niech posłużą moje perypetie z cesarzem Niemiec, który postanowił pomóc mi w nawiązaniu kontaktów z innych władcą tuż po tym, jak wypowiedziałem posłuszeństwo niemieckiej koronie. Parę takich zgrzytów mnie spotkało i naprawdę wybijały one z klimatu.
No ale to jednak drobiazgi w obliczu całej masy atrakcji, jaką potrafi uraczyć nas Crusader Kings III. I może zastanawiacie się, jak to wszystko udało się zmieścić na ekranie? Czy przypadkiem gra nie wygląda jak jeden wielki bałagan albo, co gorsza, arkusz kalkulacyjny z kolumnami cech i statystyk? Nic z tych rzeczy! Paradox, jak zawsze, zadbał o stylową oprawę wizualną i tym razem interfejs prezentuje się jeszcze przejrzyściej, niż zwykle.
Nowe szaty królów
Na tyle, na ile to możliwe interfejs Crusader Kings III jest całkiem intuicyjny. Za przykład tego niech posłuży mapa świata, która zmienia się w miarę oddalenia kamery – od widoku nastawionego na krajobraz, po prostą mapę polityczną. Nie trzeba już więc klikać w masę ikonek po to tylko, by ustalić, gdzie kończy się które państwo albo czy będziemy walczyć w górach czy na pustyni.
Podobnych zmian dokonano w kontekście innych opcji – są po prostu przystępniej ukazane, - a jednocześnie wpisano je w bardzo stylową audiowizualną całość. Naprawdę czuć tu średniowieczny klimat, kiedy czytamy informacje z pieczętowanych woskiem manuskryptów, a w tle przygrywają chorały gregoriańskie.
Jednak na szczególną uwagę zasługują modele postaci. To prawdziwy majstersztyk. Pamiętam, jak w pierwszym Crusader Kings nie mogłem spamiętać, kto jest kim, bo wszyscy mieli podobne pikselowate facjaty. Tutaj każdy bohater został szczegółowo, ale też wyraziście odmalowany. I to naprawdę pomaga w rozgrywce, nie chodzi tylko o estetykę.
Co więcej, Paradox zafundował nam też narzędzie do wizualnej personalizacji postaci. Możemy się bawić do woli lepiąc danego władce na własne podobieństwo albo ze złośliwości zafundować mu głupawą fryzurę i brodę.
Wszystko to sprawia, że Crusader Kings III, mimo skomplikowanej rozgrywki, jest tytułem bardzo przystępnym wizualnie. I mam nadzieję, że przyciągnie do siebie nie jednego wielbiciela średniowiecza, który być może od tej pory stanie się też fanem szwedzkich grand strategy.
Nie bądźcie potem zdziwieni, jeżeli odpalicie Crusader Kings III, „żeby sprawdzić, czy działa”, a ockniecie się nad ranem z przekrwionymi oczami. To się może przytrafić – sam się na tym przejechałem!
Crusader Kings III – czy warto kupić?
W przypadku produkcji Paradox Interactive zawsze zaczyna się od pewnego zastrzeżenia. Trzeba lubić ich strategie, żeby pokochać Crusader Kings III. Jeżeli ktoś nie przepada za wpatrywaniem się godzinami w mapę i studiowaniem rządzącym jego państwem praw, pewnie odbije się od nowej odsłony średniowiecznej grand strategy.
No, chyba, że doceni ją za walory erpegowe, bo tych jest tu mnóstwo i czynią one z Crusader Kings III prawdziwy unikat w kolekcji strategii ze szwedzkiego studia. Można się w nich zakochać, bo dzięki nim gra „w kolorowanie mapy” staje się tak naprawdę grą w snucie opowieści o mniej lub bardziej bohaterskich władcach.
Nie muszę chyba też dodawać, że dla wszystkich fanów twórczości Paradoksu to kolejna pozycja obowiązkowa. Co tu dużo mówić, ta produkcja jest olbrzymia i ta recenzja nie jest w stanie opisać wszystkich jej niuansów (dajmy na to, dobierania członków rady, modyfikowania religii, rozbudowy grodów… wiecie co? nawet nie będę próbował wyczerpać tej wymienianki). Świat Crusader Kings III jest gigantyczny i potrafi wciągnąć bez reszty na dziesiątki, jeśli nie setki godzin.
Warto dać mu szansę! Tylko nie bądźcie potem zdziwieni, jeżeli odpalicie ten tytuł, „żeby sprawdzić, czy działa”, a ockniecie się nad ranem z przekrwionymi oczami. To się może przytrafić – sam się na tym przejechałem!
Ocena końcowa Crusader Kings III:
- nowa rozbudowana i przyjemna dla oka mapa
- stylowa oprawa audiowizualna
- szczegółowo i estetycznie wykonane modele postaci
- możliwie intuicyjny i przejrzysty interfejs
- sporo nowych opcji zarządzania, knucia, zmian religijnych i prowadzenia wojen
- erpegowy system rozwoju postaci i zdobywania doświadczenia
- mana nowych cech postaci i mechanika stresu
- nacisk na warstwę narracyjną, wydarzenia dotyczące bohaterów i podejmowane w ich ramach decyzje
- sporo wydarzeń z czasem zaczyna się powtarzać i nużyć
- nie wszystkie generowane wydarzenia współgrają ze sobą
- interfejs, jakkolwiek przejrzysty, gdzieniegdzie mógłby być jeszcze bardziej funkcjonalny
- Grafika:
dobry - Dźwięk:
dobry plus - Grywalność:
dobry plus
Ocena ogólna:
Grę Crusader Kings III na potrzeby niniejszej recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od wydawcy gry - firmy Koch Media Poland
Oto co jeszcze może Cię zainteresować:
- W Crusader Kings III poznamy „ludzką” stronę średniowiecznej polityki
- Skok na kasę po szwedzku, czyli Europa Universalis IV i... abonament
- Age of Wonders: Planetfall – taktyka i strategia na galaktycznej wyprawie
- Najlepsze strategie ostatnich lat - TOP 10
Komentarze
3